Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 065.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

czysz! no, i mnie ciebie troszkę szkoda; ale widzisz, co nowy surdut, to nie podarty spencerek, co buty, to nie gołe podeszwy... co cukiernia z czerwonemi krzesłami, to nie mokra ziemia...
Usiadł jednak na mokréj ziemi, a przy nim, oczu z niego nie spuszczając, oniemiała i zesztywniała usiadła Marcysia. Opowiedział dziewczynce, jak, kiedy ona z rozkazu Wierzbowéj poszła na dno jaru zbierać agrest i głog, do chaty przyszedł stryj, jak zobaczył go na dachu, wsadzającego do gołębnika uwiedzione gołębie, jak rozgniewał się strasznie, do chaty wpadł i naprzód Wierzbową złajał.
— Tak krzyczał na moję starą: — mówił Władek, — „Jejmość nauczyłaś go kraść gołębie, bo korzyść z tego miałaś... a nie pamiętałaś o tém, że od rzemyczka do koniczka...“ I powiedział: „mnie wstyd, że mój krewny ulicznikiem jest, a ja nie mogę pozwolić na to, żebyś go jéjmość na złodziéja wyhodowała.
— A gdzież asan do tego czasu bywał? — odkrzyknęła Wierzbowa.
— Albo to ja swoich dzieci nie mam? — odpowiedział cukiernik. — Brat hula i łajdaczy całe życie, a ja, pracując krwawo, mam jeszcze obciążać się jego dziećmi! Ale kiedy trzeba, to trzeba. Niéma co! zabieram chłopca... Niech niedzielami uczy się czytać, a w dnie powszednie usługuje w cukierni...
Wszystko to opowiedział Władek Marcysi, bo, zlazłszy z dachu i przyczajony za oknem, całą rozmowę