Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 069.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mnie z ulicznemi dziećmi, bić będzie! czy chcesz, żeby mię tłukli i pędzali za ciebie, jak jakiego Hamana?
— Nie chcę! — szepnęła i szeroko otworzyła oczy i usta.
— A widzisz! to i nie przylatuj tu nigdy! ja sam przylecę do ciebie, jak będę miał czas... nie bój się! przylecę i wszystko opowiem! aj! żeby ty wiedziała!...
Widać było, że długoletniém przyzwyczajeniem wiedziony, miał wielką ochotę opowiedziéć jéj wszystko, co widział i czego doświadczył. Urwał jednak mowę swą, bo na dziedzińcu rozległy się kroki męzkie i laska o bruk stuknęła.
— No, idź już sobie, idź! — szepnął pośpiesznie. — Wiész? — dodał — ja tutaj z pewnością bogatym zostanę... zobaczysz, że zostanę...
— Przylecisz? — zapytała Marcysia.
— W świat wyszedłem i na człowieka przynajmniéj wyglądam...
— Przylecisz? — powtórzyła.
— Tylko oczy i uszy szeroko mnie trzeba otwierać a słuchać i uczyć się, jak to ludzie na świecie sobie radzą...
— Przylecisz? — szepnęła znowu, ale szept jéj przygłuszył brzęk dzwonka u drzwi cukierni, które zamykały się za Władkiem.
Kiedy powoli i ze zwieszoną głową wróciła do chaty, Wierzbowa spotkała ją w progu. Nie miała jeszcze na głowie białego czepca, a rozczochrane siwe