Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 073.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mości o matce, zdawały się z pozoru mało obchodzić Marcysię. Od dnia odejścia Władka, stała się ona bardziéj milczącą, jak wprzódy, spowolniała, chodziła i pracowała najczęściéj w milczeniu. Dowiadując się o ostateczném zamilknięciu matki, nie smutniała więcéj, tylko w dniach, w których Wierzbowa najszerzéj się o tém rozgadywała, Marcysia kładąc się do snu, na sienniku, umieszczonym pod piecem na ziemi, wzdychała głośno po kilka razy. Czy przypomniała sobie wieczory, nieczęste wprawdzie, w których matka zanosiła ją na ręku do nędznego łóżka swego, siadała przy niéj i, cerując starą odzież, usypiała ją piosenkami i bajkami? Zdawało się nawet, że im dłuższy czas upływał od rozstania się jéj z matką, im bardziéj, po rozłączeniu się z nieodstępnym towarzyszem swego dzieciństwa, czuła się samotną i osieroconą, tém częściéj przypominała sobie matkę i tém jaśniejszą, powabniejszą stawała się jéj postać. Jakie rojenia i dumy zjawiały się teraz w głowie dziewczynki téj o łagodnych, smutnych ustach i wzroku, spuszczonym najczęściéj ku ziemi, jakie tęsknoty i bóle kładły się na jéj sercu — trudno-by odgadnąć i ona sama nie potrafiła-by pewno opowiedziéć. Ale gdy czasem, w chacie i naokoło, daleko, nikogo nie było, w ciszę głęboką mieszał się tylko odległy szum miasta, a z blizka przerywały ją urywane świegoty wróbli; gdy w głębi jaru szumiały stare wierzby, a za jarem, po złotych polach, rozchodził