Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 080.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nych kropel roztapianego cukru. Woń spirytusowa, mocna, upajająca, zmieszana z tłuszczowym dymem łojowego kaganka, rozchodziła się po izbie; cisza oczekiwania panowała przy stole, tylko czarki blaszane brzękały w bardziéj niecierpliwych rękach, albo głos jakiś kobiecy zachichotał nagle, albo burknęło półgłosem wyrzeczone przekleństwo.
W wieczory takie, Marcysia siadywała na ziemi pod piecem, przypatrywała się przychodzącym ludziom, słuchała gwarnych rozmów, ścigała oczyma grube i nierzadko rozjątrzone giesta, uśmiechała się z rubasznych żartów i zawiązujących się dokoła stołu ciężkich, hałaśliwych gonitw. Często usypiała w atmosferze téj krzykliwéj, dymnéj, przejętéj smrodem łoju i odurzającym wyziewem trunku; a gdy błękitny płomień buchnął z kotła, można było spostrzedz w ciemnym kącie głowę jéj, opartą na zwiniętym sienniku i bladą od padającego na nią sinego blasku. Czasem jednak nie usypiała, owszem zdawała się czujnie dopilnowywać chwili, w któréj gwar był największy i uwaga ogólna najsilniéj na jeden punkt zwróconą; wstawała wówczas z ziemi, cichutko zarzucała na głowę i plecy podartą, szarą chuścinę i wysuwała się z chaty.
Tu, zaraz za progiem, ogarniało ją mroźne powietrze zimowéj nocy, śnieg uściełał stok góry, gwiazdy iskrzyły się pod ciemném niebem, w głębi jaru cicho już było i pusto, jak w grobie, a tylko nad śnieżystą