Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 083.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jednak na chodniku od chwili do chwili, jakby na coś oczekiwała. Oczekiwanie jéj nie zawsze pozostawało bez skutku. Kilka razy zobaczyła Władka, wychodzącego śpiesznie z bramy i pod ścianami kamienic zdążającego w głąb’ miasta. Próbowała zawsze dogonić go, lecz szedł tak prędko, że nie mogła; przytém bała się strasznie policyantów, z których jeden pochwycił ją był raz za chustkę i, po długich pytaniach, kim jest i po co włóczy się po ulicach, rozkazał wracać do domu, a na pożegnanie mocno ją pięścią w plecy uderzył.
Rzadko więc bardzo zdobywała się na odwagę dopędzania Władka wtedy, gdy, opuściwszy cukiernią, dążył on kędyś pomiędzy spuszczające się nad rzekę, wązkie, błotniste, uliczki miasta. Raz jednak szła za nim dłużéj, niż zwykle, i zobaczyła go wchodzącego do nizkiéj, na-pół rozwalonéj budowy, o małych okienkach, osłonionych zamkniętemi okiennicami. Przez szpary w okiennicach przeglądało palące się wewnątrz żółte, dymne światło, stukały, tak jak i w cukierni, bilardowe kule, szkło brzęczało i taki straszny, gruby, usilnie jakby tłumiony, panował hałas, że dziewczynka z przestrachem i z całych sił nóg swoich uciekła. W hałasie, który szumiał za zamkniętemi okiennicami, rozpoznawała znany jéj dobrze od lat najmłodszych, głos Franka, i domyśliła się, że był to ów dom przy ulicy Nizkiéj, do którego Władek, jak sam jéj o tém opowiadał, chodził czasem pohulać