Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 089.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Panno Marcyanno! — zawołał z dala, — dobry wieczór pannie Marcyannie!
Spojrzała w stronę nadchodzącego przestraszonemi oczyma, zerwała się z ziemi, wpadła do chaty i drzwi za sobą na rygiel zamknęła. Młody i zgrabny chłopiec kołatał do drzwi tych długo, potém odszedł, ale tego samego wieczoru wrócił i, stanąwszy za otwartém oknem zawołał:
— Moja pani Wierzbowo! potrzebujemy na jutro dziewcząt do wykopywania warzywa. Czy panna Marcyanna nie będzie mogła przyjść?
— Przyjdzie! przyjdzie! czemu nie? — odpowiedziała z wewnątrz chaty stara i dodała — a czemu to pan Antoni nie łaskaw i do chaty nie zajdzie?
Chłopak jednym skokiem znalazł się w izbie i rozejrzał się po niéj z uczuciem zawodu. Marcysi w izbie nie było. O zmroku, gdy dzienne roboty jéj były skończone i Wierzbowa układać się miała do snu, szła ona zwykle w głąb’ jaru, gdzie, siedząc pod wierzbami i kołysząc zwolna wiotką swą postać, patrzała w ciemną, nieruchomą wodę i z cicha nuciła:

Cichą wodą, oj wodą, płynie rutka zielona.
W nocce czarnéj, oj czarnéj, dola moja zgubiona.
Dolo moja, oj dolo, gdzieś się ty podziała?
Czyś się w wodzie utopiła, czy w ogniu zgorzała?