Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 095.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mroku, śród którego mdłém światłem pobłyskiwała tu i owdzie woda sadzawki, Marcysia i Władek rozmawiali z sobą stłumionym szeptem.
— Coś ten frant Antek bardzo bierze się do ciebie! — szepnął naprzód chłopiec.
— Bierze się! — odszepnęła dziewczyna.
— No a ty? — zapytał śpiesznie.
— A niech go licho porwie! — sarknęła, — żeby on wskróś ziemi przepadł!
Chciała daléj mówić, ale przerwał jéj z gniewném wzburzeniem:
— Niech cię Pan Bóg broni, żebyś go kiedy posłuchać miała! Kiedy ci będzie drugi raz drogę zabiegał, krzycz w niebogłosy i bij go! bij obiedwiema pięściami! tłucz, ile możesz! oczy wydrapuj! tobie niewolno chłopców słuchać! ty moja! słyszysz!
Otoczył ją ramieniem.
— Ty moja! — powtórzył, — to nic, że ja do ciebie rzadko przychodziłem i ot teraz, cały prawie rok się nie widziałem. Czasu nie miałem... o sobie wciąż myśléć muszę i o przyszłości, ale zawsze ty mnie w oczach stała... niby siostra... Bywało, oczy do snu zamykam i wnet widzę ciebie przed sobą... jak żywą... Czasem, kiedy bardzo gniewałem się na świat, ludzi i swoję lichą dolę... cyt! słucham... jakbyś ty mnie nad uchem piosnki swoje śpiewała i zaraz lżéj się robi na sercu... a dziś, kiedy ciebie zobaczyłem taką już wyrosłą i ładną, to tak mi się zrobiło, jak gdyby Pan