Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 099.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeszcze troszkę, — rzekł, — jeszcze troszkę przy tobie posiedzę...
Po chwili zapytał:
— Marcysiu! kiedy ty śpisz najmocniéj? czy nade dniem?
— Nade dniem, — machinalnie powtórzyła.
— Wszyscy ludzie najmocniéj śpią nadedniem... ogrodniczysko stare i ten jego frant synalek na chrzciny się gdzieś powloką... Franek zostaje pilnować domu... no i kucharka jeszcze jest, i dwóch parobków... ale oni się pośpią nadedniem, jak kamienie... prawda?
— Prawda, — szepnęła, nic a nic słów jego nie rozumiejąc, ale drżąc od stóp do głowy. Trwoga ją zdejmowała coraz większa, obu rękoma pochwyciła go za odzież.
— Władek! Władek! — szepnęła gwałtownie, — dlaczego ty taki dziwny? co ty sobie myślisz? co to będzie?...
Wstał, i ją, za obie ręce ująwszy, z ziemi podniósł. Oczy jego świeciły wśród mroku przenikającym blaskiem, twarz wydawała się bladą, jak papier.
— Co będzie? — odpowiedział, — a ot co: albo zabiorę ciebie i pojedziemy razem na daleki wojaż... albo... już mnie nigdy nie zobaczysz... pocałuj-że mnie teraz... mocno...
Nad brzegiem sadzawki, która była świadkiem całego ich dzieciństwa, pod wierzbami, które teraz sy-