Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 100.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pały na głowy ich deszcz drobnych kropel, splotły się ramiona, i w zmroku grubym, w ciszy głębokiéj, z szumem drzew, mieszał się długo szmer pocałunków.
Wtém gwizdnięcie u brzegu rzeki powtórzyło się przenikliwiéj jeszcze, ostrzéj i przeciągłéj, niż wprzódy.
— Bądź zdrowa, — pośpiesznie nad płonącém czołem dziewczyny szeptał Władek, — a pamiętaj mi Antka nie słuchać... i jeżeli ja prędko nie wrócę... zaczekaj na mnie... zaczekaj, choćby długo... i nie myśl sobie, że już ja taki ostatni jestem... zbrodniarz... Żebym inaczéj urodził się, potrafił-bym może być takim samym poczciwym, jak te różne kpy, co po świecie prosto sobie chodzą, bo im ludzie gładziutko ścieżki wypracowali! Widzisz... mogłem cię zgubić dzisiaj... nie chciałem... boś dobra była dla mnie... a ludzie jacy dla mnie byli? Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie! Bądź zdrowa!... Jeżeli wrócę, kupię tobie suknię jak słońce, i trzewiki jak korale, i na czerwoném krześle przed złotém oknem cię posadzę... a sam... od rana do wieczora całować cię będę... Bądź zdrowa!
Pobiegł w górę jaru i zniknął w ciemnościach.
Nocy téj Wierzbowa, która, ze starości zapewne, a jak ludzie utrzymywali, z powodu niespokojnego sumienia, źle zazwyczaj sypiała, kilka razy sennym i burkliwym głosem odezwała się:
— Marcysiu! nie stękaj tak! spać nie dajesz! Marcysiu! a toż co? czy ziela jakiego napiłaś się, że ci