Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 103.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— O jakiéj nowinie? — ciekawie zapytała Wierzbowo.
— A no, pana ogrodnika, tego... co to za rzeką... bogaty taki, złodzieje okradli tej nocy!
— Jezus, Marya! okradli! i cóż?
— A cóż? złapalić jednego, ale tego właśnie, który pomagał tylko i puste ręce miał, a drugi z pieniędzmi uciekł... Ponoś ogrodnik był z synem kędyś na chrzcinach, parobcy pospali się... ale nade dniem jeden obudził się i światło na strychu zobaczył... a strych był pod kluczem i okna z żelaznemi kratami...
— No, to jakżeż się oni tam do niego dobrali?
— Zwyczajnie, domowa sprawa, dobrodziejko! Własny ot chłopiec ogrodnika, ten ponoś nic dobrego, Franek, był tam robotnikiem głównym.
— A tobież-co? — krzyknęła Wierzbowa, wpatrując się w Marcysię, która w téj chwili wypuściła z ręki blaszane naczynie, w które mleczarka wlewała mleko, i stanęła jak skamieniała.
— Ot i mleko rozlała! — wyrzekła stara, — czy nieczysty ją opętał... całą noc spać mi nie dała, stękając wciąż a wzdychając, teraz, ot, ręce jéj raptem zesłabły...
— Może chora? — zagadnęła mleczarka.
— A może, — obojętnie rzuciła Wierzbowa, i daléj ubolewać zaczęła nad rozlaném mlekiem.
Po chwili rozmowy mleczarka odchodziła, Wierzbowa zawołała za nią.