Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aj! aj! jakie to gładkie! a jak to pachnie! a jak to błyszczy!...
I trudno-by rozpoznać, które z dwojga istot tych, dziecię czy babka, cieszyło się namiętniéj temi arcydziełami natury, co zajaśniały nagle w ciemném i duszném ich miejskiém więzieniu tym błyskiem zbytku, który przerznął i rozświecił przed nimi — mrok nędzy. Cieszyli się oboje naiwnie, głośno, ale uciecha dziecka dłuższą była. Chaita po kwadransie poczęła głową trząść smutnie jakoś, westchnęła nawet.
— Kiedy ja byłam młoda — szepnęła — ja takie same piękne kwiaty widywałam w dworskim ogrodzie. Potém już ja żadnych kwiatów nie widziałam nigdy...
Chaimek siedział w kątku na swojéj pierzynce i, opowiadał babce o pięknéj pani i o sposobie, w jaki kwiaty od niéj otrzymał, całował od chwili do chwili róże i lilie. Lecz babka po wielkiéj radości posmutniała na cały wieczór i, cerując przy ostatniém świetle dnia stary spencer jakiś, wciąż mruczała do siebie coś o rodzinnéj karczmie, o dworskim ogrodzie, o gałęziach brzóz, kołyszących się nad wodą, o późniejszém życiu swojém, biedach jego, troskach, bólach...
Wśród nocy budziła się ciągle, stękała, wzdychała, a nie śpiąc, usłyszała, jak w ciemnościach, zalegających kąt izby, głosik dziecinny, czysty jak srebro,