Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 181.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

częła, ale z zaniepokojonych jéj oczu widać było, że kwestya procentu interesowała ją przynajmniéj tyle, ile nieosłonięte wnętrze komina.
— Gospodarstwo teraz strasznie trudne, — mówił gość, — nakłady i nakłady... a niepodobnaż znowu, aby człowiek zakopał się żywcem na wsi...
— Ależ naturalnie! Zakopać się na wsi! brrr!
Wzdrygnęła się ze wstrętem zupełnie szczerym.
— Jeżeli więc stryjenka chce i może...
Mais comment donc! i chcę, i mogę.
Merci, merci! — wymówił z uczuciem i kilka razy pocałował ją w rękę.
— Pójdziemy razem do Rolickiego, zaraz, — rzekła i już wstawała z kanapki, gdy na dziedzińcu ozwał się rozgniewany i krzykliwy głos kobiecy. Była to kobieta wysoka, kształtnie i silnie zbudowana, w krótkiéj spodnicy, grubém obuwiu i wielkiéj chustce na głowie, która, trzymając w ręku spory kosz, pełen bielizny, a zwrócona ku otwartym sionkom mieszkania, znajdującego się w drugim kącie dziedzińca, rozpoczynała z kimś zajadłą jakąś kłótnię. Odpowiadał jéj z sionek głosik kobiecy także i także donośny, ale cienki i przerażenie bardziéj, niż rozgniewanie zdradzający. Z burzliwéj rozmowy téj rzadkie zaledwie słowa dochodziły uszu p. Emmy i jéj gościa. Słychać było coś o wyrzucaniu śmiecia na ścieżkę, o jakiéjś wiązce drew, o jakiéjś kwarcie mleka. Kobieta z koszem w ręku i chustką na głowie,