Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 188.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

trzenia. Stanęła u okna, śniady policzek oparła na zgrubiałéj, ciemnéj, spracowanéj dłoni, a w postawie téj, nieruchoma i zamyślona, pozostała tak długo, że widziała, jak matka jéj u drzwi mieszkania adwokata żegnała się z młodym krewnym, jak on ją czule w rękę całował, jak o czémś z sobą długo poufnie z cicha mówili, jak ona wdzięcznie śmiała się z wesołych zapewne żartów jego, i jak potém z ożywionym wyrazem twarzy, z uśmiechem na zarumienionych ustach, przebiegła dziedziniec i weszła do mieszkania, znajdującego się w drugim kącie dziedzińca. Brygida, ruchem niecierpliwości pełnym, wzruszyła ramionami; krótki, szyderczy śmiech ozwał się w szerokiéj jéj piersi; zmarszczyła czoło, i pochyliwszy się nad koszem, pełnym bielizny, czynnie i prędko zaczęła ją oglądać, składać i chować do jednéj z szuflad komody. Nagle wyjęła z szuflady i podniosła w górę kolorowy łachmanek jakiś, krawat, czy wstążkę.
— I to wczora kupione! — szepnęła.
I wypuściwszy z palców nowy ten jakiś strój pani Emmy, stanęła znowu w uprzedniéj postawie, z policzkiem opartym na dłoni, a po chwili basowym nieco, posępnym głosem swym wymówiła z cicha:
— Czyż to już zawsze tak będzie?
Pani Emma tymczasem weszła do mieszkania, które, tak jak i zajmowane przez nią, składało się z sionek i jednego pokoju. Pokój ten tylko wyglądał wcale inaczéj. Niedostatnio tu było, ale nadzwyczaj,