Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 211.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A czemuż?
— Bo sto razy lepiéj jest nie miéć, niż tracić!
— Aha! — zawołała Rozalia — wiem, wiem. Pani radczyni wspominała kiedyś, że miała dwóch synków...
— A miała.
— Poumierali?
— Pomarnowali się.
— Jakto pomarnowali się?
Po raz to piérwszy dwie sąsiadki tak długo i poufnie rozmawiały ze sobą. Opryskliwa i ponura Brygida skłonniejszą była do kłótni, aniżeli do pogadanek i zwierzeń. Czy w łagodniejsze i bardziéj miękkie usposobienie wprawiał ją Wilczek, który od czasu do czasu, budząc się, podnosił wielki łeb swój i lizał jéj rękę? Z policzkiem opartym na dłoni, i kołysząc się z lekka, opowiadała:
— Raz było u mamy dużo gości, z miasta poprzychodzili, ze wsi poprzyjeżdżali... Konradka, który dwa lata wtedy miał, Niemka do kuchni wniosła i na stole posadziła. W kuchni zamęt, zwyczajnie jak w niebardzo bogatym domu, kiedy wystąpić chcą... ktoś trącił i stół przewrócił się... dziecko do beczki z wodą wpadło...
— Utopiło się! — wykrzyknęła Rozalia.
— Nie, ale dostało gorączki i umarło.
— A drugi?
— Drugi — spalił się.