Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 225.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Brygida milczała. Spojrzenie jéj tylko mimowoli jakby posunęło się ku małéj nóżce matki, która, w niezbyt wykwintny, ale cienki, zgrabny bucik obuta, wysuwała się z pod falbanek, okalający brzeg jéj sukni. Pomyślała może, iż gdyby ona nie nosiła grubych, prostych, ciężkich trzewików, matka jéj nie posiadała-by może lekkich i zgrabnych. Nie powiedziała jednak tego. Żyrewiczowa z coraz żywszemi giestami mówiła daléj:
— Alboż te krzyki i kłótnie z Panną Rozalią... czy to piękne? jest to przecież obywatelska córka, i przeciwnie, powinna-byś przyjaźnić się z nią, toby cię może z jakimkolwiek porządnym domem poznajomiła... w lepszy świat-by cię wprowadziła... one choć zbiedniały, ale trochę jeszcze dawnych stosunków mają. I w ogóle zresztą, głos tak podnosić, jest rzeczą bardzo nieprzyzwoitą, szczególniéj dla kobiety... martwisz mię tylko i nic więcéj!
Brygida milczała.
— Nigdy nie miałam pociechy z ciebie... — mówiła daléj Żyrewiczowa, — byłaś zawsze upartą, zimną, skrytą, nie lubiłaś tego, co mnie było najmilsze... nie dzieliłaś ani moich tęsknot i żalów, ani moich marzeń i przyjemności... Nieszczęśliwą jestem, że w córce rodzonéj bratniéj duszy nie spotkałam!
Brygida milczała. Matka jéj, wzburzona bardzo, przeszła się parę razy po pokoju i, jakby postanowiła wypowiedziéć dnia tego wszystko, co jéj leżało na sercu, zaczęła znowu: