Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 233.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale jak to ja mam zaczynać? dlaczego to ja mam zaczynać! — z przerażeniem wołała Żyrewiczowa, — mama starsza...
— Ale mamie to przykro... Pani, to co innego... Jeżeli pani nie zechcesz zrobić nam téj łaski, to już ja sama muszę zacząć, bo mi mamy żal... ale jak ja to zrobię!... chyba pod ziemię zapadnę się ze wstydu. Jak tu z nim mówić o pieniądzach... upominać się... taki dobry! pudełko cukierków mi przyniósł...
Objęła Żyrewiczowa i, osypując ją pieszczotliwemi nazwami, błagała, aby ona zaczęła i upominała się. Żyrewiczowa broniła się.
— Ale cóż ja powiem? jakże ja go mogę martwić? on taki czuły, wrażliwy, a przytém mnie i jego łączy przyjaźń dawna, oparta na czémś... na czémś takiém...
Rozalia nie przestawała prosić:
— Pani droga! złota!... i ja także czuję dla niego coś... coś takiego...
Weszły do mieszkania Łopotnickiéj. Staruszka, we francuzkim swym szalu, wygarnirowanym czepeczku i okularach w złotéj oprawie, siedziała w staroświeckim fotelu, wyprostowana i sztywna, jak zwykle, ale z wyrazem twarzy, do niepoznania zmienionym. W żółtych jéj palcach połyskiwały druty pończoszki, którą z wolna i zupełnie machinalnie robiła. Z łaskawym, aż prawie błogim, uśmiechem na ustach, słuchała opowiadania Stasia, co, siedząc na nizkim