Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 239.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

więcéj, prócz kilku chrząknięć, pomieszanych ze stękaniem, wydobyć z siebie nie potrafiła. Żyrewiczowa ze swéj strony rumieniła się, to bladła naprzemian; pani prezydentowa zaś, która wprawianiem kija swego w młynkowe wirowanie tak dzielnie z motłochem wojować umiała, wobec przykrości, sprawianéj obywatelskiemu synowi, nie zmieszała się wprawdzie ani strwożyła, ale posmutniała bardzo i, z oczyma wlepionemi w pończoszkę, przeciągle westchnęła: — Och, och, och!
Stanisław powstał z powagą i naprzód panią prezydentowią, potém panią Emmę, a nakoniec pannę Rozalią w rękę pocałował. Uczynił to w głębokiém, uroczystém milczeniu i, dopiero usiadłszy, mówić zaczął:
— Winien jestem! mea culpa! ale niech szanowna pani prezydentowa i droga stryjeneczka i kochana panna Rozalia nie posądzają mnie o nic złego.
Tu dwa przerażone wykrzyki niewieście:
— My! posądzać pana! ach, panie Stanisławie! jak można...
— I pozwolą mi szeroko i długo usprawiedliwić się z téj pozornéj winy...
Teraz powagi pełen lecz rozrzewnieniem przebrzmiewający głos pani prezydentowéj:
— Winy... to, to, to, to, niéma żadnéj... pewno niéma... z takiéj familii dziecko, jak kochany pan Stanisław...