Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 242.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

. Nie odmawiam, ale i nie przyrzekam... i proszę pana Stanisława, żeby mi dał czas do namysłu... do jutra rana... Jutro rano... niech pan będzie łaskaw, odwiedzi nas znowu to, to, to...
Wargi jéj zwarły się tak, że zniknęły prawie pomiędzy nosem a brodą; siwe oczy migotały niespokojnie.
Stanisław wstał znowu, wszystkie trzy panie z kolei w rękę pocałował i, usiadłszy, starał się nawiązać rozmowę, przerwaną odezwaniem się Rozalii. Nie szło to już jednak i, w kwadrans potém, nie było go już w mieszkaniu Łopotnickiéj.
Cały ten dzień Łopotnicka przesiedziała w fotelu swoim, kamiennie nieruchoma i milcząca. Z głową opartą o poręcz fotelu, z otwartemi nieco od głębokiéj zadumy usty, patrzała w sufit i nerwowym ruchem palców mięła brzegi swego szalu. Wzdychała czasem i stękała, albo mruczała coś niewyraźnego; chwilami wyraz ciężkiéj walki wybijał się na suche, ostre, delikatną żółtawą skórą obleczone jéj rysy. Przez cały czas ten, Rozalia siedziała na nizkim swym stołeczku, pod oknem i, widząc, że matka nie zwraca na nią uwagi żadnéj, od chwili do chwili z cicha popłakiwała. Dnia tego Staś tak ładnie wyglądał i taki był chwilami smutny jakiś, i ona sama taką mu wyrządziła przykrość, że serce jéj ściskało się boleśnie, różne tęskne wspomnienia i myśli przychodziły do głowy. Szczęśliwa Brygida, myślała, że w niéj