Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 260.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A no, — mówił, — może się jeszcze stara namyśli i udobrucha. Ot widzisz, serce mi kraje się i aż płakać chce się... Wiész co? jak śniegi spadną i skończą się mularskie roboty, ja tu kiedy, wolnym dniem, wpadnę i dowiem się... a choć-by tylko i zobaczyć ciebie, moja ty czarnooka!
— Przyjedziesz? czy przyjedziesz? — zapytała chciwie, a w głosie jéj zadrżała nadzieja.
Śniegi spadły, i biegnącéj przez ulicę malutkiéj osóbce nie gorąco być musiało w szczupło watowanéj algierce, którą miała na sobie, a jednak okrągła twarz jéj wyglądała jak czerwone jabłuszko, a małe oczki błyszczały jak czarne paciorki. Migotały one na przemian trwogą i łzami; od chwili do chwili załamywała ręce i z cicha do siebie jęczała:
— O! Boże mój, Boże! czyż to prawda? czy to być może?
Wpadła w dziedziniec i jak strzała puściła się ku mieszkaniu Żyrewiczowéj.
— Pani moja! — wołała już we drzwiach, — nie wytrzymam... ledwie żyję... skończenie świata... Staś... Staś... ten Stasieczek...
Upadła na kanapkę z załamanemi rękoma i osłupiałym wzrokiem. Żyrewiczowa zerwała się od fortepianu, na którym, z silném akcentowaniem miejsc rzewnych i melodyjnych, wygrywała jakiegoś walca.
— Staś! co się stało ze Stasiem? zachorował? umarł?