Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 271.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się w ojca, dobra to dziewczyna, ale jakaż z niéj pociecha? Taką ma grubą, pospolitą naturę, że ani partyi dobréj zrobić, ani przyjaciółką i powiernicą matki być nie może. Gdyby synowie jéj hodowali się byli i żyli dotąd! ale cóż? albo to ona kiedy dobre i wierne sługi miała? Niańki były dobrze opłacane za to, żeby dzieci pilnowały, a jednak nie dopilnowały, a dwa nieszczęścia, jedno po drugiém, jak gromy spadły na nią. I w sposób ten całe życie jéj przeszło na samych tylko tęsknotach, zmartwieniach i wyrzekaniach się wszystkiego. W sercu swém nosi ona kilka mogił; są to mogiły rodziców, męża, synów, a teraz, teraz, gdy czuje, że skrzydła jéj złamały się już zupełnie, gdy zmęczoną jest i taką zbolałą, utraciła majątek cały, fortepian swój i ostatnią zapewne na ziemi bratnią duszę.
Mówiła to wszystko szybko i żałośnie, ale bez łez. Owszem, oczy jéj błyszczały sucho i gorączkowo, na policzkach miała niezdrowe rumieńce, i z dreszczami otulała się w ciepłą chustkę. Kiedy w godzinę po wyniesieniu fortepianu Rozalia wychodziła, Żyrewiczowa żywo zwróciła się ku niéj.
— Moja panno Rozalio, — rzekła, — jeżeli tam spotkasz mego Ignacego, to powiedz mu, żeby prędzéj do domu szedł, bo chora jestem i potrzebuję opieki, a Konradka i Edzia każ wynieść do dalszych pokojów, bo płaczą bardzo, a mnie serce od ich płaczu rwie się.