Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 272.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Rozalia uczyniła giest taki, jakby przeżegnać się chciała, ale potém wstrząsnęła znacząco głową i, wołając Brygidy, wybiegła.
Brygida nastawiała w sionkach samowar.
— Bryniu, — rzekła do niéj, — idź po doktora dla matki; chora jest, w gorączce bredzi.
Chorowała długo i ciężko, nie umarła jednak. A gdy piérwszy raz po chorobie wstała z łóżka, w pokoju nie było już ani kanapki, ani szafy na suknie, ani nic z tego, cokolwiek z posiadanéj przez nią ruchomości spieniężoném być mogło. Pusty pokój z nagiemi ścianami ponuro wyglądał przy białém świetle zimowego, śnieżystego dnia. Przy oknie, z grubego płótna zszywając worki takie, w jakich mąkę wożą z młynów, siedziała Brygida. Na pięknéj jéj twarzy wyrywały się głębokiemi śladami bezsenne noce, trudy, niedostatek i inna może jeszcze zgryzota. Widząc, że matka wstała i dość pewnym już krokiem przeszła się po pokoju, ze spuszczonemi na robotę oczyma rzekła:
— Mamo, trzeba mi w służbę iść. Zupełnie już nie mamy z czego żyć.



Poszła w służbę, za pokojówkę, do jakiegoś dostatniego domu, któremu zarekomendowała ją Rozalia, bo do żadnéj innéj służby uzdatnioną nie była. Kazimierz Sośnina nie przyjechał już więcéj nigdy,