Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 296.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

jawiała się w niéj nie dziewica już, ale kobieta, kobieta, któréj piękne czoło nie miało atłasowéj gładkości liliowego liścia, ani oczy podłużne, z wielką szafirową źrenicą, spokojnych błękitów wiosny; owszem, cera jéj bardzo biała z natury, zmęczoną trochę była i zbladłą, a w spojrzeniu przeciągłém, przenikliwém, z gorącemi blaskami na dnie, zdradzało się upalne południe życia, pełnia uczuć zarówno, jak myśli. Najpiękniejszą była wtedy, gdy mówiła lub śmiała się, bo głos jéj był dźwięczny i elastyczny, gra fizyonomii żywą, a zapał lub wesołość krzesały w jéj oczach prawdziwe ogniska iskier.
Śmiała się właśnie, gdy do salonu Olińskich wchodziłam, i z drugiego pokoju słyszałam już perłowe, krótkie gamy jéj śmiechu. Przyczyną wesołości jéj był dwunastoletni Mieczyś, który pochwycił ją pośrodku salonu i, niosącą tacę ze szklankami pełnemi kawy, ściskał ją i całował z wielkiém dla niesionych przedmiotów niebezpieczeństwem. Zlękła się snadź o swoję kawę staruszka matka, bo zwykłym sobie głosem, do tonu bolesnéj skargi podniesionym zawołała:
— Ty bo, Felciu, tego dzieciaka tak rozpieściłaś, że momentu spokojności...
— Bo Felcia, mamo, chce go według mądréj jakiejś metody wychowywać, — przerwała p. Michalina ze skośném i błyszczącém na bratową spojrzeniem.
Śmiech Felicyi umilkł, niby szmer pereł, nagle ro-