Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 300.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szczęśliwą i dumną. Policzki jéj opłynęły bladym rumieńcem, oczy zajaśniały pogodném światłem. Mimowolnym ruchem podnosząc głowę, a kształtne, suche, nerwowe ręce z entuzyastyczną radością splatając, zawołała:
— O pani! jakie to szczęście, że są w świecie ludzie tacy...
Prędko jednak i z widoczną wprawą w powściąganiu wzruszeń, zawładnęła entuzyazmem swym i spokojnie znowu rzekła:
— Wiedziałam o tém wszystkiém i wprzódy, tylko nie tak dokładnie. Nigdy z nikim o niczém podobném nie rozmawiam. Ja panu Tarnickiemu także wiele zawdzięczam. Widujemy się rzadko i mówimy z sobą bardzo mało, jednak rozmowy z nim i książki, których mi pożycza, otworzyły mi oczy na wiele rzeczy... chociaż...
Zamyśliła się i po chwili, ze wzrokiem utkwionym w ziemię, ciszéj dodała:
— Chociaż ja nie wiem, czy jest dobrodziejstwem, oczy komuś otwierać...
— Byłaż-byś pani zwolenniczką świętego ubóztwa w duchu? — zapytałam.
— Nie, — odpowiedziała prędko, — najpewniéj nie. Myślę owszem, że bogaci w duchu, to jest ci, którzy wiele czują, wiedzą, i myślą, są kwiatem ludzkości, może nawet całą ludzkością; tylko...
Podniosła głowę i z uśmiechem dokończyła: