Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 320.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

powstał gwar i śmiech wielki. Nieparzysta karta została w ręku młodéj panny, na głowie jéj znalazł się kapelusz pana Teofila, w którym jéj było bardzo do twarzy.
Felicya wstała, Tarnicki wziął ze stołu książkę, którą był z sobą przyniósł.
Z miejsca, na którém siedziałam, widzieć mogłam, jak w sąsiednim pokoju, noszącym nazwę gabinetu, stanęli u okna i jak Felicya trzymając dużą i piękną książkę, zwolna przewracała jéj karty.
Tym razem rozmawiali z sobą. Dochodziły mię nawet urywki ich rozmowy. Mówili o Bozkiéj Komedyi, o Dantem, o gienialnym rysowniku, w którego twory, pełne posępnéj fantazyi, wpatrywali się oboje, ze spuszczonemi na książkę oczyma. Chwilami on tłómaczył jéj coś, czy o czémś opowiadał i nagle umilkał; ona zapytywała go, albo odpowiadała, albo czytała głośno strofę poezyi, i w połowie okresu, w połowie strofy, milkła także. Promień zachodzącego słońca spłynął na nią przez okno, tak, że w blasku jego stanęła cała, jak w ogniu. On, w cieniu nieco, czoło miał bardzo blade i brwi ściągnięte nad oczyma, wpatrzonemi nie w książkę już, ale w płonącą od słońca, a jak marmur nieruchomą, jéj twarz. W téjże chwili podali sobie ręce na pożegnanie. Z uśmiechem zamienili jeszcze z sobą słów kilka; zdaje mi się, że, wspominając kogoś wspólnie im znajomego, zaśmieli się. Potém Tarnicki uprzejmie, nawet wesoło, po-