Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 373.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pewnego ranka, dziewczyna, budząc się w kątku swym o dnia brzasku, usłyszała starą, mówiącą do siebie:
— Boże Wszechmogący! dlaczegoś pozwolił mi dożyć dnia dzisiejszego?
Wymówiła to z dziwnym jakimś wybuchem głosu, ale gdy w godzinę potém Juljanka, widząc przez okno złoty blask słońca, wychodziła cichutko z izdebki, siwa głowa nieruchomo już spoczywała na małéj poduszeczce, z zamkniętemi oczyma. Dzień jesienny szybko przeminął. O zmroku Juljanka, po kilkogodzinném błądzeniu śród ścieżek podwórza i ścian starego gmachu, otworzyła drzwi izdebki, aby, jak zwykle bywało, wsunąć się do niéj i usiąść na ziemi przy nogach swéj opiekunki. Nagle cofnęła się i stanęła za progiem w postawie osłupiałéj. Cicha zazwyczaj izdebka pełną była gwaru, rozmów i grubych śmiechów. Stało w niéj kilka sprzętów, dziecku nieznanych, a pośrodku, dokoła stołu, na którym stała butelka i czarka cynowa, siedzieli trzéj mężczyźni, i przy świetle łojowéj świecy rzucali wzajem ku sobie brudne, podarte karty. Przytém palili cygara. Kłęby dymu napełniały nizką izdebkę, a z za nich, niby jedyny ślad bytności tu małéj, siwéj staruszki, niby jedyna tu po niéj pamiątka, surowym zarysem przebijał się wiszący na ścianie wielki krzyż czarny...
Julianka długo stała za progiem nieruchomo. Potém w oczach jéj kręcić się zaczęły łzy. Odeszła