Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 375.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nek i pobiegła w ciemny, wielki dziedziniec, gdzie długo jeszcze słychać było przycichające stopniowo łkania jéj i krzyki. Wychodziły one z najciemniejszego, najgłębszego kątka dziedzińca, kędy żadna gwiazdka, żadne światełko niebieskie lub ziemskie, nie oświecało drobnéj postaci dziecięcéj, lgnącéj ku zimnéj ścianie rozpłakaną twarzą, po raz trzeci już w krótkiém swém życiu oddanéj w opiekę mokréj ziemi dżdżystemu niebu, wiatrom zimnym, wiejącym w nocnych ciemnościach.
Odtąd można było widziéć ją wychodzącą każdego ranka z głębokiéj sieni starego gmachu. Sypiała tam pomiędzy rozrzuconemi śród śmiecia i pajęczyn szczątkami starych sprzętów. Wynalazła sobie w najgłębszym kątku odwieczny fotel, bez nóg i okrycia, z wysokiemi poręczami i trochą pilśni, w któréj gnieździły się myszy. Gdy zimno było, wciskała się pomiędzy spruchniałe poręcze i leżała śród nich ze skurczonemi nogami, jak w ciasnéj kolebce. Z pod niéj wyskakiwały myszy i, przebiegłszy po ciele jéj, puszczały się dokoła fotelu w harce, pełne chrupań, pisków i szelestów. Nie lękała się ich jednak, owszem, weseléj jéj było, gdy śród grobowéj ciszy, panującéj w starych murach, szmer ich słyszała. Wychylała się nawet z poręczy swéj dziwnéj kołyski i, wytężony wzrok zapuszczając w grube mroki, spostrzegała czasem, jak małe, zwinne stworzenia ciągnęły z chrzęstem białawe szmaty papieru, albo ze stukiem toczyły kość nagą.