Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 381.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

milcząc, chwytała nizko zwisające gałązki lipy, i z ich pomocą podniósłszy się nad ziemię, siadała na otwartém oknie.
— Jak ptaszyna! — mówił muzyk, uśmiechając się ciągle.
I grać zaczynał dla ptaszyny. Nie grał wtedy nic smutnego, owszem, skoczne polki, wesołe choć tęskne walce, a nawet eleganckie kontredanse tłumnemi tonami przepełniały izdebkę i ulatywały w dziedziniec.
Julianka słuchała i czasem zaczynała przyśpiewywać w takt muzyki. Cienki głosik jéj mieszał się z brzęczącemi dźwiękami fortepianiku. Muzyk zaczynał śmiać się.
— Śpiewaj! — wołał ochrypłym szeptem, — śpiewaj! śpiewaj!
Julianka śpiewała z coraz większym zapałem, aż głowę podnosiła i czarnemi oczyma patrzała w górę, na niebo błękitniejące z za gałęzi drzewa. Nagle przestawała śpiewać i jąkliwie mówiła:
— Jeść chcę!
Wtedy muzyk wstawał od fortepianu i dawał dziecku garstkę pastylków od kaszlu. Nieraz téż wynajdywał pomiędzy stosami starych, opylonych nut kawałek bułki zczerstwiałéj, lub zimnéj pieczeni.
Dziecko chrupało pastylki, lub chciwie pożerało mięso, a wysoki, chudy muzyk stał przy niém u ot-