Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 400.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

stanęła przed nadpróchniałemi i nieszczelnie zamykającemi się drzwiami, które téż nieśmiało i zwolna otworzyła.
Przy samych drzwiach stała szczupła, blada kobieta, bez okrycia już i kapelusza, w wązkiéj, czarnéj sukience, i z grubą, lnianą kosą dokoła małéj głowy. Nie była téż bladą w téj chwili, bo ognisty rumieniec twarz jéj okrywał. Zaledwie dziecko stanęło w progu, pochyliła się, porwała je w ramiona i uniosła w głąb’ pokoju. Nie wydawała się dość silną, aby módz dźwigać w ten sposób siedmioletnie, choć drobne, dziecię, owszem, wyglądała na słabą, bardzo nawet słabą istotę, ale w téj chwili przybyło snadź ramionom jéj siły i sprężystości. Niosąc dziecko, biegła, usiadła wraz z niém na staréj, obdartéj kanapce, i wnet potém Julianka uczuła na twarzy swéj palące ciepło pocałunków i wilgoć łez, spływających na nią strumieniem. Lniany warkocz kobiety osunął się z jéj głowy, a włosy jéj tak opłynęły twarz dziecka, że nic widziéć ono nie mogło, prócz oczu całującéj ją kobiety, wielkich i błękitnych, w łzach tonących a rozpalonych.
Julianka nie rozumiała nic. Zdumiona, ogłuszona, duszona w namiętnych uściskach, nie była jednak rozrzewnioną. Piérwszy to raz w jéj życiu całowano ją i płakano nad nią. To téż, gdy po długiéj chwili kobieta przestała całować i płakać, a odsunąwszy ją nieco od siebie, poczęła jéj przypatrywać się; na twa-