Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 410.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Złotka przecząco wstrząsnęła głową.
— Pytałam się u różnych ludzi, — rzekła, — starałam się, ale nie potrzebują... strach, co teraz guwernantek u nas w mieście... więcéj niż dzieci... A czy pannie mało tych lekcyi, co panna ma?
— Bardzo mało, moja kupcowo. Żyć niéma z czego... tanio mi płacą.
— A dla czego oni tanio płacą? ja wiem, że guwernantki czasem bardzo drogo biorą za tę naukę, co ją w głowie swojéj mają...
Panna Janina wpatrywała się znowu w różnobarwne paczki cygar, okrywające przeciwległą ścianę.
— W tém bieda, — zaczęła, — w tém bieda największa, maja kupcowo, że ja nauki téj mam bardzo mało.
Po chwili, nie zmieniając kierunku spojrzenia, dodała:
— Byłam zawsze guwernantką na początki... na początki nauk... płacono mi zawsze bardzo mało... bo i prawdę mówiąc, niéma za co płacić wiele...
Złotka rozpostarła ręce ruchem zwątpienia.
— Nu, na to już niéma żadnéj rady, — rzekła.
Dnia tego, wracając z miasta, panna Janina nie uścisnęła, jak zwykle, Julianki, ale odtrąciła ją od siebie i, gwałtownym ruchem usiadłszy, w zamyśleniu szarpała drżącemi rękoma brzeg czarnego i zszarzałego swego kaftanika.
Dziecię, zdziwione i zmartwione, przysunęło się do niéj, ale ona usunęła je znowu i szepnęła: