Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 417.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zimny, i nie poszuka sobie miejsca z ciepłym pokojem...
Kobieta zmieszała się.
— Niech już sobie! — zagadała — zimę przebędę... na wiosnę może mi Bóg dopomoże... a jak lepiéj mi będzie trochę, to i nadal tu zostanę... ja-bym bardzo pragnęła tu zostać...
Oprócz troski, widać w niéj było ciągłą prawie trwogę jakąś. Rzadko bardzo spotykała spójrzeniem swém zwrócone na siebie spojrzenie; lecz, mówiąc z ludźmi, spuszczała najczęściéj oczy, albo patrzała na przeciwległe przedmioty, co dawało jéj pozór istoty, wiecznie czémś zmieszanéj. Obok tego, widać w niéj było kobietę nieprzyzwyczajoną do rządzenia choć-by najmniejszém gospodarstwem, a mającą pociąg do rzeczy zbytkownych. W ubiorze jéj tylko zbytku nigdy nie było. Można-by powiedziéć, że zrzekła się stanowczo zalotności wszelkiéj, wszelkiéj myśli o przystrajaniu się i elegancyi.
Odkąd tu przybyła, nosiła wciąż jednę suknią i jeden kapelusz, to téż suknia była zszarzana bardzo, a kwiat przy kapeluszu, blady i zmięty wprzódy, miał pozór zbrudzonéj jakiéjś szmatki. Lubiła przecież kwiaty, ptaki i łakocie. Przynosiła z miasta bukiety, ciastka, cukierki, kupiła drugiego kanarka, ostawiła okna roślinami w wazonach. Natomiast zdarzały się tygodnie, w których nie posyłała do garkuchni po obiad, a skromne, lecz konieczne do życia wiktuały,