Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 472.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Zauważyłam, że, na głos i widok bratowéj twarz panny Teodory drgnęła nerwowo i okryła się wyrazem złośliwego rozjątrzenia, którego wprzódy w niéj nie spostrzegłam.
— Jestem tu — odkrzyknęła — no, jestem! albo co?
— Idź popilnuj obiadu w kuchni, bo ja do miasta wychodzę!
— Ani myślę! — zawołała panna Teodora, rumieniąc się gorąco — mam inną robotę! Klemensowi koszulę szyć muszę. Pilnuj obiadu sama. Teraz nie pora na spacery!
Złotawe oczy Końcowéj zaiskrzyły się. Zdaje się, że gdyby nie obecność moja, powiedziała-by coś ostrego. Wstydziła się jednak kłótni jawnéj i, wzrokiem przebijając siostrę męża, jak sztyletem, drżącym od hamowanego gniewu głosem rzekła:
— To może choć dzieci popilnujesz... jeszcze tam na nie kipiątek w kuchni wyleją...
Teodora zerwała się z krzesła, jak sprężyną ruszona.
— Dla Boga! — krzyknęła — toś ty dzieci w kuchni zostawiła! Ani chybi, Janka mi oparzą, a Maniusię ze stołu zrzucą, jak roku zeszłego... O! Boże mój! dzieci w kuchni same...
I zapominając nawet o pożegnaniu mię, rozrumieniona cała i piorunujące spójrzenia na bratową rzucając, wybiegła.