Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 480.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzonych dzieci, ranny czepeczek pani Jadwigi, śnieżnie biały zawsze, migotał za otwartemi oknami, i widać było Klemensa Końca, siedzącego przy błyszczącym, jak złoto, samowarze, i trzymającego na kolanach syna, lub córkę. Ramionami, ubranemi w rękawy białéj koszuli, czule ogarniał on dziecko, pochylał wielką rumianą twarz swą ku małéj jego twarzyczce, i zaglądał mu figlarnie w oczy; czasem téż z dużego fajansowego spodka wlewał herbatę, lub mléko, w otwarte po ptaszęcemu dziecięce usta.
W rannéj téj porze dnia, znać w nim było poważnego gospodarza domu i szczęśliwego ojca rodziny; ale, gdy po skończeniu śniadania wychodził na miasto, do drukarni rządowéj, w któréj od lat już wielu, jako piérwszy zecer, pracował, wyglądał znowu wcale inaczéj. W czarném i czystém zawsze odzieniu, w staroświeckim, ale starannie oczyszczonym, cylindrze na głowie, gdy ranek chłodny był, w dostatnim paltocie, miał on pozór zamożnego obywatela miasta, dbającego wielce o porządne pozory, i do mody już trochę zastosować się umiejącego, i osobistą godność swą ceniącego wysoce. Krok jego, poważny zwykle, na ulicy stawał się jeszcze poważniejszym, a szafirowe, tak jak u siostry, oczy, patrzyły z pod nizkiego czoła z wyrazem roztropności pewnéj i doskonałego spokoju. Gruby w obejściu się i grubość tę zmieniający na łagodne uśmiechy i czułe spójrzenia wtedy tylko, gdy pieścił dzieci swe i do nich prze-