Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 489.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

knie, okrawki płócien i materyi różnych, szmatki wstążek, spłowiałych i podartych haftów.
Było téż tam mnóztwo robót ręcznych, pokończonych i pozaczynanych. Szyła czasem suknie dla dawnych znajomych swych, haftowała téż ładnie, wyrabiała różne szydełkowe koroneczki i podstawki, a za otrzymany ztąd skromny wielce zarobek czyniła przysługi różne bratu i stroiła jego dzieci. Dla siebie potrzebowała niezmiernie mało. Czarna jéj codzienna suknia trwała długie lata.
— Co mi tam! — mawiała, — dla kogo ja stroić się będę? Ten, któremu pragnęła-bym wydać się piękną, daleko... daleko... a oprócz niego, nie obchodzi mię świat cały!
Pan Klemens ze skargą i podziwem rzekł raz do mnie:
— Czy pani myśli, że Teosia nie mogła-by dziesięć razy wyjść za mąż, gdyby tylko chciała? Przystojną była dziewczyną, pracowitą i z poczciwego rodu, to téż niejedna jéj partya zdarzała się wcale niezła. Chciał się z nią żenić organista farny, człek przystojny i utalentowany, a niedawniéj jeszcze, jak pięć lat temu, kolega mój jeden, zecer, zamożny, stateczny i zdolny, bywał u mnie, bywał, aż rzekł: „panie Klemensie, daj mi siostrę swoję za żonę! co się ma tak poniewierać! podoba mi się! żal mi jéj!” Cóż pani myśli? nie chciała. Uparła się jak kozieł, nie i nie! Com się nad nią namordował. Za nic! Odkąd