Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 493.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

lana łzami, upadała na łóżko, o nakarmieniu gilów swych zapominając nawet. Potém stawała się znowu cichą, łagodną, obojętną dla wszystkiego i wszystkich. Szyła pilnie, w kuchni nad praniem i gotowaniem pracowała, a docinki i żarciki pani Jadwigi puszczała mimo uszu, jakby nie słyszała ich wcale.
— Cóż robić? — mówiła mi, kiedym raz przyszła do niéj na salkę, — cóż robić? nie wróci, to nie wróci! niech Bóg mu przebaczy i da mu wszystko dobre. Ja tak już do końca mego życia przeżyję w salce téj, z ptakami memi i... z robotą. Umrę przynajmniéj w tym kochanym domu rodzicielskim, dobréj doli nie zaznawszy, ale i tułaczki po świecie nie doświadczywszy, a brata, choć skrzywdził on mię i krzywdzi ciągle, błogosławiąc. Boć to brat mój rodzony i jedyny, a dzieci jego rączętami swemi kiedyś mi powieki do snu wiekuistego zawrą.
I pieściła, i stroiła, na rękach huśtała dzieci te, i czuwała nad niemi, w dwójnasób zda się kochając je w porach tych zwątpienia i cichéj rozpaczy.
Byle co przecież rozwiewało zwątpienia te i rozpacz przemieniało w odrodzoną na nowo nadzieję. Wpadała do mnie w wielkiéj chustce na głowie, prosto z zaułka wracając, i z namiętną radością szeptała:
— Jest list! jest! wczoraj go pani Antoniowa otrzymała i do przeczytania dała. Na własne oczy czytałam: „pannie Teodorze Końcównie rączki całuję