Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 570.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

niego. Nie myślał o niém nigdy. Co się zaś tyczy społeczeństwa tego, z którém wiązała go jedność pochodzenia, wiary i mowy, czuł dla niego życzliwość, która przecież utrapień, ni trosk nie sprawiała mu żadnych. Chętnie otwierał przed niém skarby wiedzy swojéj. Zresztą nie wdawał się w żadne sprawy i nie łamał sobie głowy nad dodatniemi lub ujemnemi warunkami zbiorowego jego bytu. Jeżeli kiedykolwiek o uszy jego obiło się westchnienie: „źle jest z nami,“ — odpowiadał; „tak Bóg chce,“ a jeżeli westchnienie to przybierało formę zapytania: „co będzie z nami?“ — mawiał: „tak będzie, jak Bóg zechce,“ przyczém wspominał sobie proroctwa o przyjściu Mesyasza, proroctwa, które w mniemaniu jego spełnić się muszą niewątpliwie, i uśmiechał się na-pół tajemniczo, na-pół rozkosznie.
Spokój jego był tak niezmąconym, jak zupełném i głębokiém było zadowolenie z samego siebie, jak wielorakiém i żywo uczuwaném było jego szczęście.
Jedyne zmartwienie, którego doświadczał od czasu do czasu, sprawiała mu znoszona niegdyś przez żydów niewola babilońska. Myśląc lub czytając o niéj, stawał się smutnym, zamyślał się i przyciszonym głosem nucił pieśń o rzekach Babilonu i ziemi wygnania. Martwiło go téż niekiedy zburzenie świątyni jerozolimskiéj. Cesarza rzymskiego, Tytusa, który tego dokonał, nienawidził z całego serca, namiętnie, zjadliwie. Była to jedyna nienawiść, którą nosił