Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 591.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zważać na dwoje malutkich istot, które śpieszą za niemi co siły i tchu, z rozognionemi twarzami i ognistemi włosy, miotanemi przez zimowe wiatry. Nie widzą, ani spostrzegają, że błękitne buciki Esterki grzęzną w śniegu, ale tak grzęzną, że wydobyć je bardzo trudno, i że jarmułka Mendelka wciąż spada mu z głowy.
Dla tych bucików i dla téj jarmułki muszą wciąż się zatrzymywać, przytém i tasiemki te... wymknęły się znów jakoś z pod spencerka i utrudniają i tak już plączące się kroki Mendelka. A tu kompania wesoła i świetna oddala się coraz, oddala... oto już końca zaułka dobiegła... oto już sunie szybko po obszernéj i śniegiem okrytéj, przestrzeni bulwaru...
Esterka i Mendele dobywają sił ostatnich, dosięgają téż kresu zaułka. Lecz gdzież są ci, którzy krokami ich mieli kierować? Niéma już ich na bulwarze. Rzucili się snadź w boczną ulicę jakąś... zniknęli!
Cóż? iść tak samym, tak we dwoje? Dobrze-by było, ależ...
Przed oczyma téj drobnéj pary, która znowu ujęła się za ręce i stoi u wnijścia do zaułka, rozlegają się niezmierzone, nieskończone przestworza bulwaru.
Co za ogrom! a w dodatku nieznany! Wiek ich sprawił, iż nigdy tu jeszcze nie byli. Jakże teraz w te obce puszczą się krainy? I zresztą, chociaż-by nawet przebyli tę rozległą równinę, kędy daléj skie-