Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 604.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z ramion, i złocistym hełmie, którego dyamentowy pióropusz rzuca na jego czoło tęczowe połyski, śpiewa on pełną, wezbraną piersią, hymn chwały i wesela, dzięki składa Jehowie, że mu pozwolił pokonać te „możne tysiące”.
Czy u stóp zwycięzkiego Samsona leżały pokonane „tysiące?” Czy oręż, którym je pokonał, był istotnie oślą szczęką, lub wyglądał raczéj na goleń wołu? Mniejsza o to; dość, że Szymszel był w téj chwili pięknym, potężnym, upojonym, szczęśliwym i, że, gdy spadła zasłona, Josiel-reżyser począł wołać z całéj siły: „sztill! szaaa! szaaa!” a potém spostrzegając, iż samym tylko głosem nic nie poradzi, poskoczył z swego miejsca, wpadł w mroki, pogrążył się w nich na chwilę, potém ukazał się z jakimś malcem, którego ciągnął za rękę, aż ku drzwiom pieczary (sieni), za któremi malec zniknął...
Biedny malec! nigdy w swém życiu nie widział jeszcze tylu naraz trupów. Martwo leżący filistyni przerazili go téż nadzwyczajnie, a gdy w dodatku jeden z nich (podobno zausznik cesarza), w czasie długiéj aryi Samsona, zaczął się poruszać, zapewne w celu przybrania dogodniejszéj pozycyi dla wiecznego spoczynku, malec wrzasnął z całéj siły, w czém doskonale poczęli go naśladować rówieśnicy. Utworzył się z tego chór, całkiem nieprzewidziany w pierwotnym układzie opery; Josiel położył jednak koniec temu nieregularnemu ruchowi audytoryum,