Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.3,4 609.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Słusznie łzy leją litościwe dusze. W teatralnéj garderobie, Samson siedzi na téj ławie, na któréj posadzili go Filistyni, blady śmiertelnie, ciężko dyszący, z zamkniętemi oczyma.
Rebe — mówi do niego Mowsza — spójrzyj na ten pałac, który masz przewrócić na scenie... Może on za ciężki dla ciebie... można go zmniejszyć...
Ale w piersi Szymszela szemrzą głuche jęki.
— Wrogowie odebrali światłość źrenicom moim — szepcze boleśnie — jestem ślepy i oczy moje nie ujrzą nigdy wielkich dzieł Przedwiecznego!
Hörste! — mówią Filistyni do siebie i zamieniają zdziwione spójrzenia.
— On myśli, że my jemu naprawdę wyłupili oczy.
Wtém przez garderobę przesuwa się Dalila. Szymszel usłyszał szelest jéj sukni i podniósł powieki.
Oczy jego ciskają błyskawice gniewu i rozpaczy, ciemne rumieńce wytryskają na bladą twarz.
— Co ty mnie narobiła? co ty mnie narobiła? Ty mnie zgubiła! Ja przez twoję wielką chytrość moje oczy stracił, w niewolę się dostał i — przepadł!
Wykrzykując te słowa coraz gwałtowniéj i głośniéj, ściska pięści i rzuca się ku Dalili, która, przelękniona, upuszcza z ręki różowy wachlarzyk i ucieka w najdalszy kąt garderoby, gdzie się zasłania długim, kwiecistym szlafrokiem jednego z judejskich starców. Zasłania ją téż szerokiemi piersiami Mowsza, a nie śmiejąc podnieść dłoni na uczonego męża, wyciąga