Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 129.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

chmury przerzedziły się i odsłoniły błękit i słońce; lecz w powietrzu, którego zmącone warstwy nie ułożyły się jeszcze w ład należyty, rojami latają liście, od drzew swych oderwane, doskonałe obrazy rozsypki, sieroctwa i obłędu. Kędy przedtém rosły wspaniałe drzewa, stérczą teraz nagie, zwęglone pnie; góry i wzgórza zamieniły się w głębokie rozdoły, a doliny wydęły się, urosły i szumiącą pianą oblewają upadłe wielkości. Biedne liście latają we wszystkie strony, szukają, nie znajdują, dziwią się, nie rozumieją nic i, spotykając się, szepcą sobie po cichu, że świat się kończy. Jest to jednak nieprawdą; świat wielce oddalonym jest od końca swego, a tylko czas i wypadki zorały grunt jego i rzuciły w niego zasiew nieznanych przedtém zjawisk.
Otocki był jednym z liści takich. Miał kiedyś wioskę cichą i piękną, z szumiącemi drzewy, klekocącym bocianem i skowronkami, zrywającemi się z nad zielonych runi, nie była już ona własnością jego. Posiadał znajomych, przyjaciół i krewnych... co się teraz z nimi działo? Bujali, jak on, w zmąconém powietrzu, pośród obcych i niepojętych im obrazów, albo przypadli do ziemi, do saméj ziemi, i przylgnęli do niéj mocno, cicho, tak, jakby pragnęli, aby świat o nich zapomniał, aby tylko końca swego w pokoju i bezpieczeństwie doczekać mogli. Nadewszystko przecież, nadewszystko Otocki pamiętał o tém, że był kiedyś ojcem, miał jednego syna, który w czasie nie-