Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 152.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   144   —

nym nieco wzrokiem, patrzała ona na żółte ściany, niby czarną podartą krepą, osnute lekkiemi cieniami, na mosiężne wahadło zegara, które, jak złota iskra, miarowo błyskało to z jednéj strony dwu grubych czarnych sznurów, to z drugiéj, na kółko świetlane, które prostopadle nad lampką, pośród sufitu, naśladowało białą tarczę miesiąca, na panią Anielę nakoniec, która, w kilka chwil po wzięciu do rąk roboty, tak w niéj całą duszę swą utopiła, iż zniknęła ona całkiem z jéj twarzy. Ze zmarszczoném czołem i przygarbionemi plecami, z oddętemi wargami i okiem szklistém, w którém nie było śladu żadnéj myśli, kobieta szyła, cerowała, łatała, od czasu do czasu tylko wzdychając ze zmęczenia, czysto mechanicznie, albo z zakłopotaniem kręcąc głową, gdy dwa kawałki płótna zejść się z sobą nie chciały, albo dziura jakaś była tak wielką, że zasnucie jéj nićmi przedstawiało niezwykłe trudności. Parę razy, w celu poprawienia warkocza, który osunął się i grubym, złotym wężem, spłynął na przygarbione jéj plecy, podniosła głowę i zawołała:
— Julek! ucz się!
Julek prostował się, a głos jego, który był przycichł na chwilę, znowu brzmiéć zaczynał w cichéj izdebce, podobny do monotonnego brzęczenia pszczoły. O Lusi pani Aniela zdawała się zapominać. Dziewczynka nie zbliżała się do niéj, ani ona jéj nie przyzywała ku sobie, i wtedy dopiéro, kiedy kukawka, za-