Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 199.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   191   —

Z powątpiewaniem wstrząsnął głową.
— Nie, nie! Źle bardzo wyglądają obje, a przytém, czy ty uważasz, że nie śmieją się nigdy, a mówią tak prawie mało, jak ja. Trzeba, Anielko, abyś zwróciła na nich pilną uwagę: co robią? Czém się bawią? Co ich zasmucać, albo co im szkodzić może?
Panią Anielę ogarnął żal wielki i szczery.
— O mój Marceli! — zawołała — zdaje się jakbyś nie wierzył, że Julek jest całém szczęściem mojém, i że dla téj biednéj dziewczynki także robię wszystko, co mogę i powinnam. Nieustannie przecie są one pod okiem mojém. Pilnuję ich, karmię, jak mogę najlepiéj, przestrzegam, do nauki napędzam, oszywam, własnemi rękami ubieram, gdy wychodzą z domu. Co więcéj nad to uczynić mogę?
Uśmiechała się, mówiąc to, ze zwyczaju, dla złagodzenia słów swoich, które się jéj wydawały zbyt ostremi; lecz usta jéj drżały z żalu, a błękitne zmęczone oczy zachodziły łzami.
— Może zanadto męczą się nauką? — z cicha zauważył pan Marceli.
Pani Aniela spojrzała na męża z-za łez, ale ze szczególną powagą i ze szczególną téż posępnością wymówiła:
— Marceli! ty wiész, ty sam najlepiéj wiész, jak ciężkiém jest życie bez nauki.
Spojrzał na nią zdziwiony może powagą i niemą surowością jéj głosu, a dostrzegłszy na téj łagodnéj