Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 212.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   204   —

dzajem nabożnego uszanowania postawiła ją na stole, przy którym siedział pan Marceli, zapominający w dniu tym nietylko o czytaniu gazety, ale nawet zamienieniu surduta z pozłacanemi guzikami na wygodny szlafrok. Kiedy oboje, pochyleni nad skarbonką, otwierali ją wspólnemi siłami, twarz kobiety oblaną była silném wzruszeniem, na-pół radośném, na-pół jakby uroczystém, a długie, suche ręce mężczyzny drżały tak, że dla spełnienia łatwéj roboty swéj potrzebował minut kilku. Tymczasem, nakształt złoczyńców, zabierających się do rozglądania nieprawych łupów, zamieniali się oni urywanemi i tajemniczemi szeptami:
— Ile tam być może? — zapytywała kobieta.
— Nie wiele na pewno.
— Może nie wystarczy?
— O, gdyby mu przynajmniéj na parę lat była pomoc jaka!
Tu roztworzyła się ściana skarbonki, i na stole zabrzęczały wysypujące się na niego monety.
O! jakże tego było tam wiele i zarazem jak mało! Złotówki srebrne, miedziane dziesiątki i czworaki, trochę zmiętych rublowych banknotów, okryło sobą część stołu i widokiem swym wprawiło panią Anielę w pełne radości osłupienie.
— Dużo! bardzo dużo! — zawołała ze splecionemi dłońmi i wzrokiem wlepionym w dziedzictwo syna.