Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 263.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   255   —

— Nie dla nas! — powtórzył po chwilowém milczeniu i z mniejszém już uniesieniem, ale za to, z czémś nakształt żalu w głosie, mówił daléj: — Być może, iż, gdyby było inaczéj, ja nie myślał-bym o bezpowrotnym odjeździe i tobie-bym nie mówił, abyś porzuciła grób... dla świata. Mnie wszystko jedno, gdzie żyć i pracować; może-bym nawet kiedyś wolał „ojczyste nieba,” niż inne, bo przecież czują tak wszyscy prawie ludzie, musi być więc w tém jakieś prawo natury... Gdyby tu uczono się i dochodzono prawdy, gdyby tu można było jawnie i głośno walczyć o to, co człowiek ma najdroższego dla siebie, gdyby się tu ludzie spierali i łączyli w koła wielkie, i do postępu, do prawdy i do szczęścia dążyli... lecz w katakumbie milczącéj i ciemnéj ja nie zostanę i tobie zostać nie dam... Czy słyszysz?
Czy słyszała go? Zapewne. Musiała téż czuć gorące pocałunki, któremi, schylony, okrywał obie jéj ręce; lecz nie mówiła nic i siedziała nieruchomo, jak posąg, szeroko otwartemi oczyma wpatrując się w lekkie obłoki, które w blaskach księżyca srebrzyły się, jak skrzydła dawnych rycerzy, i z pod złotych rąbków zdawały się pochylać ku ziemi „odważne i smutne oblicza.“ Co tam ujrzała w tym podniebieskim orszaku? Może tym razem stanął tam znowu przed nią obraz bohatera, dla którego biło kiedyś dziecięce jéj serce; bo tak, jakby tajemniczo i nieśmiało zwie-