Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 281.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   273   —

człowek. Już to pannie Józefie i Helci powinszować takiego stryja...
— To téż Józia wkrótce już wyjdzie i siostrę zabierze...
Siwy jegomość zdjął okulary i podniósł głowę z nad książki; panienka w różowym perkalu, cienkim głosikiem szczebiocąc coś do rozczochranéj sługi, z polewaczką swą zbliżała się ku sztachetom. Niegrzecznie było-by stać tam dłużéj, i do cudzych kątów zaglądać. Odeszli. Chodnikiem wązkim i ostremi kamykami, jak ćwiekami, najeżonym, postępując, a o pobielany parkan jakiś, który białe ślady na odzieniu ich zostawiał, ocierając się, kobieta rzekła:
— Wiész co, Jasiu? Józia mówiła mi, że Skiwski najdaléj za lat parę dom swój sprzeda i przeniesie się na mieszkanie do syna... Po co staremu kłopot ten? Cóż ty, Jasiu, na to?
Zapytany z niecierpliwością pewną odpowiedział:
— A cóż ja na to? co mnie do tego?
— Jakto: co ci do tego? nieraz już przecież mówiliśmy z sobą o tém, jakby to było dobrze dom ten z tym ogródkiem kupić!
— Niewiedziéć za jakie pieniądze! — gniewnie już prawie rzucił mężczyzna.
— Jakto: za jakie? Za te, które sobie zbierzemy. Mamy już przecież około dwóch tysięcy, a słyszałam, że Skiwski sprzedał-by dom swój za sześć.
— Bagatela! niewielka różnica!