Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 311.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   303   —

doczną, a z widoczniejszém jeszcze upodobaniem słuchał, gdy Paula mówiła. W sposób ten godzina przeszło zleciała, jak mgnienie oka, i Mirewicz, wypadkiem dotknąwszy zegarka swego, zerwał się z krzesła. Pora mu już była wielka iść do sądu, gdzie jeden z klientów obecności jego niezbędnie potrzebował.
— Ależ to niewola, mój Jasiu! — zawołała Paula. — Nie módz rozporządzić się swobodnie każdą godziną swego życia, jest to okropne!
Tym razem uczuł się nieco zdziwionym.
— Ale jakże! — rzekł — czyż można w jakimkolwiek kierunku pracować inaczéj? I ty pewno, kuzynko, aby nauczyć się tyle, ile umiész, musiałaś wiele i systematycznie pracować?
— O! ja spartanką jestem! Ileż to nocy nieprzespanych i dni samotnych... Zresztą, wszystko przychodzi mi z łatwością, i uczenie się jest największą moją rozkoszą!
Szafirowe oczy jéj paliły się za mgłą złocistych wisiorków, gdy Mirewicz, na dobre już odchodząc i rękę całując, mówił:
— Co za szczęście, Paulo, wracać po pracy do domu z myślą, że się tam znajdzie taką, jak ty kobietę.
Wieczorem, w porze zapalania świateł, Mirewicz i Paula wrócili z parogodzinnej przechadzki, w celu studyowania miasta przedsięwziętéj. Miasto wcale od wczoraj nie wypiękniało, a jednak, w powierzchowności Mirewicza, wczorajszego niesmaku i znudzenia, nie