Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 369.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   361   —

wstała, wyszła, i do matki, gotowaniem zajętéj, przyprowadziła Jańcię. Anna schyliła się i, pomarszczoną, drżącą od starości, a więcéj może od przebytych kolei życia, rękę staréj do ust przycisnęła.
— Pani moja! — błagalnie szepnęła, — całe życie przebyłaś w tém mieście, znajomych musisz miéć wielu... jeżeli gdzie dowiész się o sukniach, albo o bieliźnie do szycia... zarekomenduj mnie... szyję dobrze... a tak bardzo... bardzo... zarobku potrzebuję!
Stara bystro znowu i ciekawie w twarz jéj popatrzała.
— Męża podobno masz, — rzekła, i nad drutami pończochy z niezadowoleniem wstrząsając głową, dodała: — Nie lubię, kiedy kobiety porzucają mężów!
Anna, ciasto jakieś przyrządzając, milczała dość długo; potém, z pochyloną głową i zwilżonemi znowu oczyma, odpowiedziała:
— Nie zrobiłam nic złego, ale... widzi pani... wolałabym nie miéć roboty i z głodu umrzéć, niżeli historyą tę po świecie rozpowiadać.
— To znaczy, — po chwili zastanowienia rzekła stara, — że na męża skarżyć się nie chcesz... podoba mi się to... jednakowoż musiał ci on wypłatać... porządnego psikusa, jeżeli tak z dzieckiem...
— Wcale nie, — z żywym rumieńcem przerwała Anna, — jest on najlepszym, najrozumniejszym i najpoczciwszym człowiekiem na świecie!
Stara uśmiechnęła się z zadowoleniem.