odmówił. Został w domu sam jeden, parę godzin pisał, a gdy ciemniéć zaczęło, usiadł na kołyszącém się krześle i dumał. Przed sobą, w mrocznéj przestrzeni, widział wciąż znak zapytania, mający postać pięknéj kobiéty, którego przedni kruczek uformowany był z wisiorków złocistych włosów, a tylny z pustego ogona białego penioaru. Kropkę, uzupełniającą zwykle znak ten, tworzyła nóżka w ślicznym pantofelku. Dokoła zaś nadpowietrznego zjawiska tego krążyło przed oczyma Jana mnóztwo obrazów i przedmiotów: lekcye muzyki i języków, akademia medyczna, warsztat szewcki, stosy grubych tomów, lampa księżycowa, kadzielnica, sonata, autorstwo, namiętne uściski, pastor luterański, przysięgi wierności, dziecinny trzewiczek, śpiący w głębi szuflady, Anna, szyjąca na maszynie, Józefa, ucząca Annę gramatyki i ortografii...
Wtém usłyszał ciche i słabe dzwonienie do drzwi. Ręka, która poruszyła dzwonkiem, słabą była, czy nieśmiałą. Mirewicz z zapaloną świecą wyszedł do pracowni swéj, w któréj progu zobaczył Ożymską, Matkę Ludwika. Powitał ją z uszanowaniem, posunął ku niéj najwygodniejszy fotel. Była to kobieta niezbyt jeszcze stara, pięćdziesięcio-letnia może, ale ciężkiemi kolejami życia bardzo sterana. Szczupła, czarno ubrana i jeszcze zgrabna, z pochyloną głową usiadła na fotelu, i drżącą trochę ręką odsłoniła woalkę z twarzy białéj, ładnéj snadź kiedyś, teraz zmęczonéj i zwiędłéj.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Z różnych sfer t.5 394.jpeg
Ta strona została uwierzytelniona.
— 386 —