Bo i trzeba było młodości bujnej, lekkomyślnej, rozbawionej, rozpieszczonej, aby figla podobnego spłatać; bo i trzeba było szczęścia dużego, aby zań pokuty nie ponieść...
Dziewięć nas wszystkich było i miały widok ciekawy, a śmiem powiedzieć — i ładny, ktoby nas dnia owego, w tym pokoju i naokoło stołu tego widział.
W początku marca powiedziano nam: robić szarpie i bandaże, szyć koszule jedwabne i konfederatki; a tu marzec końca swego dobiega — i jeszcze nie wszystko gotowe.
Wieleśmy już zrobiły. Żadna z nas już ani jednej szalki albo szmatki jedwabnej nie posiadała, bo wszystkie poszły na te koszule, co to się ich brud i robactwo nie imają. Skrzynki też sporej wielkości — z puchami szarpi, śniegami bielizny różnej napełnione. Ale konfederatki... Zaledwie przed paru dniami barankowe oszycie do nich przywieziono.
Nie nasza wina! Miasteczko dalekie — i nikt w niem dotąd o takich ilościach futerek barankowych ani słyszał. Z większego i jeszcze dalszego miasta sprowadzane spóźniły się, lecz gdy tylko przybyły, wnet we wszystkie strony rozleciały się po sąsiedztwie wici, na pilną, nagłą, wspólną robotę zwołujące.
Przyjeżdżajcie! przyjeżdżajcie!
Stefuniu, Oktuniu, Klemuniu, Maryniu, Wincusiu, Tosiu, przyjeżdżajcie! przyjeżdżajcie i zabierajcie się do szycia!
A może i pani hrabina przyjechać i szyć, szyć, szyć z nami zechce?
Naturalnie! — odpowiada — z chęcią wielką, z radością!
I śliczną Inkę, pani Teresy ubogiej, ale tak zacnej córkę, zaprosić trzeba? A jakże! naturalnie! czemużby nie?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Bóg wie kto.djvu/02
Ta strona została uwierzytelniona.