— O nożyczki proszę...
— Są! są. Oto są! Moja Czernisiu, moja złota, miarkuj, rozmiarkuj!
Ciężar nam wszystkim z piersi spadł. Już kiedy Czernisia czemś się zajmie i o coś się postara...
Przy naszym stole z krajaniem swojem zmieścić się nie mogła, więc gdy przy bocznym stoliku, różne fraszki i fatałaszki z niego zdjąwszy, nad górą barankowych futerek stanęła, to zdawać się mogło, że różowe tło pokoju przerznęła kresa czarna i długa, u szczytu w kropkę ze sterczącym ku górze ogonkiem, zaopatrzona.
Milczenie na długo różowy pokój zaległo; tylko w nim osiem par rąk z igłami w palcach — to podnosi się nad pochylone głowy, to opada, i dwoje nożyc, to otwiera się, to zamyka, aż czasem zgrzyta. Nożyce Wincusi działają w tempie spiesznym, Czernisi w powolnym, ostrożnym. Patrzymy czasem na nią, gdy czynność krojenia na chwilę zawieszając, przypatruje się rozłożonej na stole sztuce baranków, wzrokiem ją przemierza, z palcem do ust przytkniętym rozmyśla, rozważa i dobra nadzieja do serc nam wstępuje.
Nadzieja! Tej pełne byłyśmy nietylko co do oszyć u kwadratowych czapek. Najróżniejszemi głosy śpiewała ona w wiośnianych głowach naszych, które
Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Bóg wie kto.djvu/12
Ta strona została uwierzytelniona.