Ta strona została uwierzytelniona.
długą, czarną kresą przerzynając, rozważnie, uroczyście.
Wtem, turkot kół na dziedzińcu. Ktoś przyjechał. Tosia zarumieniła się, Ince igła z palców wypadła.
— Może wesoły Oleś! — żartujemy z pierwszej.
— Może p. Gustaw! — drażnimy się z drugą.
Ale że nic wcale, oprócz niewyraźnych w oddali głosów i kroków dosłyszeć niepodobna, więc Inka podnosi na nas oczy i z najsłodszą swoją minką proponuje.
— Pójdę, dowiem się kto przyjechał.
— Owszem prosimy. — Wybiega i rychło, z greckim noskiem, na kwintę spuszczonym, powraca.
— Pan Burakiewicz przyjechał — mówi.
(d. c. n.)